Uwaga! Treść tego opowiadania jest napisana bardzo nie stosownym językiem. Wszystkich o słabych nerwach prosimy o natychmiastowe zamknięcie strony...
Akcja nad Liwcem
kryptonim: Chrzest Liwca
cel: przedostać się na drugi brzeg i zrobić zwiad drugiej strony rzeki
skład: Janek-
Mikołaj-
Gucio-
dokonana
3 maja 2009
14:24
Odeszliśmy od naszej "plaży" w poszukiwaniach dobrego miejsca na przejście z jednego brzegu na drugi. Po kilku minutach znaleźliśmy wąską część rzeki z suchym drzewem. Janek wskazał "dobre" (w każdym razie tam najlepsze) miejsce, skąd można było wejść na prawie wiszące drzewo. Powoli Janek wszedł z lekkim chwianiem.Za nim wlazł Mikołaj, a Gucio patrzył jeszcze z drugiej strony.
J: Dajcie jakiś patyk.
G: Po jaką cholerę ci?
J: Do rozcinania pajęczyn i do przepędzania pająków, czy innych diabelstw.
G: kiedy tu nie ma...,A ok, no to łap
Gucio rzucił (w) Janka kawałek kory, ten ledwo nie spadł i zagroził mu. Gucio nie zwracał na to uwagi rzucił drugi kawałem kory. Teraz za wysoko.
J: Dobra poradzę se już bez.
I wpiepszył się w dwie pajęczyny.Gałąź drzewa, na, której byli skręcała w prawo, a Janek źle ocenił odległość między jednym, a drugim drzewem.
J: Nie, tędy się nie przedostaniemy, musimy znaleźć inną okazję.
Kilka set metrów dalej zauważyli drugą wązką część rzeki, na którym też rosło drzewo.
J: Tam! Potrzebujemy dwa długie kije, żebyśmy mogli się przyciągnąć. Zdaje się, że będziemy musieli ze dwa metry przepłynąć.
Gdy przyszli bliżej, okazało się, że "Dwa metry" to raczej przenośnia.
M: Mmm... Dwa metry, tak?
G: Troche się pomyliłeś, no normalnie troszeczkę.
J: Dobrze jest. Idę po jakiś trzeci kij zara wracam.
M:, Po co ci?
J: Obliczymy, w ile przepłyniemy 10 metrów z prądem.
M: OK
Z obliczeń za dużo nie wyszło, ale za chwile Mikołaj znalazł dobre miejsce na wejście na długą gałąź.
G: Miki, nie. Niech Janek idzie pierwszy
M: Racja
J: ok, dajcie tego kija.
Wziął kij i podpierając się na nim przeszedł do końca 1 gałęzi. Podał kij Mikołajowi i odwrócił się do 2 brzegu. Mikołaj przeszedł i podał guciowi kij. Gucio jakoś się ociągał patrząc w rzekę o bystrym nurcie.
M: No i jak teraz?
J: Nie wiem, zara coś wymyśle.
M: Zacznijmy od tego, że nie mam miejsca na stopę spiepszaj z tą girą.
J: Sam spiepszaj, nie mogę się ruszyć.
M: No to gdzie, kurwa mam...
J: Nie wiem...
kurwa!!!
Nagle Gałąź zapadła się, Janek z Mikołajem zwalili się do wody, lecz trzymając się jeszcze gałęzi. Gucio, który był jeszcze na części gałęzi, która nie wpadła do wody, tylko spadła na błoto, próbował utrzymać równowagę. Udało się i zobaczył, co się dzieje z jego kamratami, jeden prawie cały pod wodą, a drugi cudem utrzymał się na gałęzi, która choć trzymała się jakoś drugiej części siebie, jakby dryfowała.
G: Trzymajcie się. I podał Mikołajowi gałąź. Wciągną go, a ten uciekł od zimnej wody na brzeg. Janek odwrócił się głową do brzegu, zauważył dziwne "zwierze". Było zielone, miało 4 kończyny + "ogon" w kształcie żądła skorpiona, było wielkości dużego nartnika. Po chwili powrócił do świata. Gucio mu wciskał kij do oka krzycząc: "złap to do cholery!", a on toczył bitwę w mózgu, czy pokonać lęk wskoczenia do lodowatej wody. Wreszcie wskoczył do "wód obok lodowca", wyrzucając guciowi gałeź z rąk. Natychmiast wyskoczył na brzeg trzęsąc się z zimna.
Gdy już powrócili na "plażę" Mikołaj zauważył, że tam można przepłynąć na drugi brzeg. Było płytko, a nurt nie był wcale taki silny. No i kurde się udało.
Misja wykonana.